Forum Krucjata Morta i Anthaela Strona Główna Krucjata Morta i Anthaela
RPG w najczystszej postaci - sesje, opowiadania, dyskusje
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rewolta w Panteonie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Krucjata Morta i Anthaela Strona Główna -> Wojny Bogów - Trylogia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kasiurzyńska
Mistrz Gry



Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KK

PostWysłany: Pon 10:13, 27 Mar 2006    Temat postu:

Liia wraz z pozostałymi czarującymi rzucała raz po raz zaklęcia ochronne na oddziały barbarzyńców. Gdy zobaczyła te większe plugawstwa, wystające ponad armię przeciwnika krzyknęła do najbliższych kilku osób.
- Strzelać tym co macie w tych dużych!!

Po chwili kilkanaście najbliższych osób jej usłuchało i po paru słowach oraz gestach przecinając powietrze pomknęły "Kule ogniste", "Błyskawice" i "Magiczne pociski" wycelowane w giganty oraz wszelkie inne stwory które wyraźnie przewyższały wzrostem resztę wrogich oddziałów.
Zaczynało się robić gorąco i zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Miała tylko nadzieję że zapyziali czarodzieje nie uciekną przy pierwszych oznakach kłopotów i że jeszcze dotkliwie przetrzebią wrogie oddziały.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jack Mort
Mistrz Gry



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostroróg Tower

PostWysłany: Pon 17:36, 27 Mar 2006    Temat postu:

Niestety, wasz zapał przygasł nieco, przytłoczony ilością i umiejętnościami wroga. Choć bitwa zaledwie się zaczęła wielu z was wiedziało już, że skazana jest już ona na porażkę. Po pierwszych zderzeniach i uderzeniach, o których śmiało można powiedzieć, że wyszliście z nich z tarczą, a nie na niej, przyszła kolej na walkę w zwarciu i odpieraniu druzgocących ataków przeciwnika. I tutaj niestety w przewadze była ilość, nie jakość…

Farod zdążył wyszczekać komendy, zdołał rozkazać atak na nadchodzącego Ujlesa. Na Ogniste Uderzenie jednak nie starczyło już czasu i domniemany „prezent” stał się przyczyną klęski. Faraday zajęty wymawianiem inkantacji nie zdołał się nawet uchylić przed potężną włócznią, która prawie rozorała jego ciało na dwie połowy. Druzgocący cios wbił się w bok talonity, wysyłając go w powietrze (Farod otrzymuje 17 obrażeń). Faraday upadł dopiero gdzieś pod stopami czempiona szkieletów, rozpaczliwie próbując złapać dech. Uderzenie Ujlesa strąciło go z konia i niemal pozbawiło przytomności. Z rozciętego boku ciekła struga krwi. Wampiry natychmiast odwróciły się w stronę talonity z wygłodniałym obliczem…

Drake z niepokojem obserwował rozwój wydarzeń i bynajmniej mu się on nie spodobał. Faraday ranny, jego oddział otoczony przez nieumarłe bestie, a co najgorsze pojawiły się licze. Przywoływały one ożywieńców z grobu dziesiątkami, niwecząc plany kapłanów. Aasimar zaklął rzewnie, po czym podniósł dłonie do nieba i wymówił inkantację Ognistego Uderzenie. Te spadło na bezbronnego chwilowo Ujlesa dotkliwie go raniąc (-34 pw). Po chwili wypełniając ostatnią komendę Faradaya, w stronę kolosa wystrzeliły snopy Piekącego Światła. Kościany tytan ryknął kiedy dwa z nich dosięgły jego czaszki (-23 pw). Ujles mimo wielu ciosów trzymał się jeszcze na nogach (zostało 43pw).

Plan Lii był niestety bardzo nieprzemyślany i delikatnie mówiąc nierozsądny. Co prawda dwóch ogrów i jeden olbrzym padli pod naporem magii, lecz po pierwsze, niektórzy z magów musieli na chwilę opuścić swą część osłony, po drugie oddział zaklinaczy ściągnął na siebie ogromną uwagę zaciężnych olbrzymów i katapult. Największy z gigantów ze śmiercionośną balistą na ramieniu, zwany Radregiem natychmiast wskazał Liię i jej oddział, a po chwili wystrzeliły ku niemu płonące głazy i ogromne pale wielkości średniej sosny. Dokładnie sześć dosięgło oddziału magów, trzebiąc jego szeregi. Tym samym pole obronne zostało całkowicie zdegenerowane. Magowie ginęli z wrzaskiem zostając najzwyczajniej w świecie zgniecionymi przez kule i nabitych na pale. Wokół strumieniami tryskała krew, fruwały wnętrzności. Liia zdołała tylko jęknąć na widok pala lecącego w jej stronę. Jej unik udał się tylko połowicznie i część jej ciała została dosłownie zmasakrowana (zostało 18 pw). Zdezorientowani barbarzyńcy więc zdecydowali się nie chronić dalej magów tylko całą swą masą natrzeć na nieumarłych, odciążając tym samym kapłanów Drake’a i Faradaya. Magowie zostali sami zdziesiątkowani i zdruzgotani sromotną nauczką ze strony artylerii Zenthów…

Karastirr okazał się znakomitym taktykiem, bowiem jego oddział skutecznie osłabiał i mieszał w głowach wrogim wojskom. Zaklęcia Przerażenia, które spadły na tyły kawalerii wywołały spory zamęt i chaos. Czarni rycerze pierzchali na wszystkie strony zatrwożeni. Ponadto ognista kula elfa wystrzeliła w powietrze, będąc wyjątkowo wielką. Czar powiódł się idealnie i zabił na miejscu dziesięciu piechurów, popieląc ich ciała. Inni odskoczyli od trupów natychmiast, bezpowrotnie gubiąc morale. Okrzyk Karastirra był tak charyzmatyczny, iż wielu wrogom włos zjeżył się na głowie.

Gwyndion wciąż biegał od jednego skrzydła do drugiego, wrzeszcząc komendy i pocieszając kompanów dobrym słowem. Łucznicy nieustannie wymieniali ogień z kusznikami wroga, a ponadto musieli jeszcze dopomagać Gawronowi i jego konnicy. Niestety samego Gwyndiona szczęście opuściło w najmniej pożądanym momencie. Ognisty bełt z furkotem wpił się w pierś elfa przy jego osobistym akompaniamencie, będącym tak naprawdę wrzaskiem bólu. Nie pomógł nawet elfi mithril i bełt przedostał się na drugą stronę Gwyndiona, wychodząc plecami (- 15 pw [krytyk!]). Pod wpływem adrenaliny i wezbranego gniewu elf począł wypuszczać jedną strzałę za drugą, każdą zabijając jednego jeźdźca (dwóch padło na miejscu).

Gawron znalazł się w niezbyt komfortowej sytuacji. Wylądował w największym kotle zwarcia dwóch kawalerii. Siekł kataną na lewo i prawo, niestety nie obeszło się bez kontry ze strony przeciwnika i jeden z jeźdźców zadał druzgocący cios w przelocie. Długi miecz przejechał po żebrach samuraja, krzywiąc jego twarz w grymasie bólu (- 12 pw). Wypluwając krew, Gawron podjechał do jednego z czarnych rycerzy i wymienił z nim ciosy. Wykonał zręczne zbicie po czym pchnął dwa razy (wróg -17 pw).

Wolrentine wyglądał niczym król powracający po swe dziedzictwo. Szarżował na czele swego oddziału, prowadząc go ku chwale. Wbił się klinem o wiele głębiej niźli oddział Gawrona i zdawał sobie sprawę, iż zaraz będzie na tyłach konnicy Zenthów. Immanuel uniósł ciężki miecz nad głowę zadając pionowe cięcie w głowę jednego z wrogów. Hełm przeciwnika zamienił się w bezkształtną mieszankę żelaza i krwi (wróg -14 pw). Wolrentine nie zauważył jednakże nadciągającego zbrojnego i przyjął jego cios na plecy (-8 pw)

Oddział Benorna był pod zdecydowaną presją demonicznych wojsk, trzymał się jednak nad wyraz dzielnie. Dopiero jakieś 10% krasnoludów odeszło do Moradina. Sam Benorn, utrzymując stale postawę obronną nie został jeszcze ani razu porządnie zraniony. W pewnym momencie, czekając na dogodne okoliczności rzucił się na beholdera, wbijając swój topór głęboko w ślepio stwora (- 19 pw). Monstrum jednak ciągle żyło i było nad wyraz rozjuszone…

Plan Styre’a udał się tylko jeśli chodzi o wszystkie monstra prócz beholderów. Te niestety były na tyle inteligentne, iż nie dały się wciągnąć w pułapkę. Nieustannie szyły do umykających assasynów promieniami, topiąc ich ciała. Najszybszą śmierć miał natomiast sierżant, który wystrzelił racę, ściągając na siebie uwagę potworów. Został zrównany z ziemią w przeciągu sekundy. Fenix za to umknął bez żadnych obrażeń i już zagłębiał się w las gdzie czekała partyzancka walka. Jego oddziałom udało się odciągnąć prawie 50% vroków i demonów. Beholdery nie wkroczyły nawet do lasu…

Fzoul Chembryl zaśmiał się dziko na grzbiecie swego Czarnego Smoka, wyjmując zza pazuchy buzdygan. Rozkazał dragonowi zapikować nad lewe skrzydło armii Przymierza, gdzie całkiem nieźle radził sobie Karastirr, a także Purpurowe Smoki. Drugiemu z gadów, wybraniec Bane’a rozkazał zaatakować właśnie paladynów Cormyru. Dwa czarne obłoki spadły więc na oddział nekromantów Karastirra (pod dowództwem Chembryla) oraz na ruszających na odsiecz Purpurowych Smoków (bez dowództwa).

Fzoul ryknął szaleńczo, wysyłając w powietrze okropny w skutkach czar Ognista Burza. Co najmniej trzydziestu nekromantów zostało całkowicie spopielonych. Szczęściem Karastirr nie został dotknięty piekielnym żarem i spojrzał tylko w niebo całkowicie ogłuszony smoczym rykiem. Jeśli Chembryl ponowi atak może stać się nieciekawie.

Drugi ze smoków pozbawiony opiekuna zapikował prosto w oddział rycerzy Purpurowego Smoka, rozbijając jego szeregi od tyłu. Czarny jaszczur chwytał rycerzy w szponiaste łapy i z satysfakcją wyrzucał kilkadziesiąt metrów nad ziemią…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gadzik_2005
Zawodowy Rewolucjonista



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cesarstwo Lewego Konga

PostWysłany: Pon 18:00, 27 Mar 2006    Temat postu:

- Gińcie !! - krzyknął ostatkiem tchu Faraday, pośpiesznie wymawiając inkantację "Ognistego uderzenia". Czar skierował na wampiry oraz czempiona szkieletów.
- Atakujecie Ujlesa... - w głowach talonitów rozległ się rozkaz Faroda.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gadzik_2005 dnia Wto 10:47, 28 Mar 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kieczy
Ekspert



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Raczej Kraków.

PostWysłany: Pon 18:20, 27 Mar 2006    Temat postu:

Karastirr ocknął się na tyle, aby rzucić Teleport i oddalić się od szalejących Smoków... Czar przeniósł Elfa na południe tak, aby ten znalazł się we wmiarę bezpiecznej odległości...
"- Zatakować Smoka Wampirycznymi Dotykami!"- rozkazał w myślach pozostałym Nekromantom-"Szkielety do ataku!!! Okrążyć tą bestię... Yraelu zatakuj jeźdźca, nie daj mu rzucać czarów!"

Karastirr powoli wstał, wyprostował się i popatrzył z nienawiścią na wroga... teraz już był wściekły i gotów nawet na śmierć. Jego celem stał się Smok i jego jeżdzieć... teraz to on miał zmierzyć się z furią Nekromanty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jemiel
Ekspert



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: to teraz mało istotne

PostWysłany: Pon 18:23, 27 Mar 2006    Temat postu:

Styre wzdrygnął się na myśl o tym, że pierwotnie to on miał wystrzelić racę sygnalizującą. Otrząsnął się z tej myśli szybko i na skraju lasu zatrzymał się na krótką chwilę, aby zlustrować tyły. Fala demonów uderzała w las, ale żadnych beholderów widac nie było. Niestety. Dowódca od początku bitwy obawiał się, że te inteligentne stwory mocno pokrzyżują mu szyki. Ale to nie był jeszcze koniec...
- "Strzały" na platformy! "Ostrza" za drzewa! Reszta za mną! Ruszać się!! - poganiał przebiegających obok zabójców. Gdy żołnierze zaczęli zajmowac swoje pozycje, Styre popędził z resztką ludzi w głąb lasu, aby sfinalizować swój podstęp.

Na potrzebę przeprowadzanej akcji Fenix podzielił swój oddział na grupy i każdemu przydzielił inne zadanie. "Strzały" to około 100 ludzii, którzy po odwrocie mieli wdrapać się na przygotowane na drzewach platformy strzelnicze, odrzucić drabiny po których weszli, a następnie prowadzić ostrzał do ulokowanych niżej wrogów (pułkownik zakładał, że demony kiepsko sobie radzą ze wspinaczką po drzewach).
"Ostrza" to grupka 50 żołnierzy, która korzystając ze swojej zdolności ukrywania się miała zadawać ciosy z zaskoczenia, a nastepnie kryć się, ciągle się przemieszczając. To pierwsza linia obrony, jaką skrytobójca przygotował dla nadciągającej armii. Miała ona znacznie spowolnić i osłabić nawałę wrogów. Do tego wszędzie gęsto rozmieszczono pułapki elektryczne i wilcze doły.

Bezmyślne demony nie miały pojęcia w co się pakują...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ronin
Zaaw. user



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przed komputera

PostWysłany: Pon 20:05, 27 Mar 2006    Temat postu:

Choć chęć walki ogromna była w tak małym krasnoludzie to on czuł, że ta walka jeszcze się nie skończyła. Benorn udeżył poraz kolejny w rannego beholdera, poczym uniósł na chwilę topór w góre i wydał z siebie okrzyk bojowy. Chciał by jego żołnierze oraz wrogowie wiedzieli, że on się nie podda i jeszcze wielu zginie od jego topora.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiurzyńska
Mistrz Gry



Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KK

PostWysłany: Pon 20:25, 27 Mar 2006    Temat postu:

Na taki obrót spraw Zaklinaczka nie była przygotowana. To co się stało zaskoczyło ją kompletnie i przestraszyło. Popełniła chyba właśnie wielki błąd i wiele osób zapłaciło za niego życiem a tego wcześniej obawiała się najbardziej. Nie widziała już innego wyjścia, jej oddział był praktycznie stracony i pozostawało tylko jedno:
- Kto może to do góry i ognia czym macie!. Reszta z ziemi niech strzela do czego potrafi!. Każdy jest panem własnego losu!!!!!.

Najszybciej jak potrafiła rzuciła na siebie czar "Lot" a następnie "Poprawioną niewidzialność" by móc atakować i pozostawać niewykrytą w powietrzu. Nie chciała być nigdy dowódcą, odpowiadać za życie wielu innych... .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jack Mort
Mistrz Gry



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostroróg Tower

PostWysłany: Wto 13:04, 28 Mar 2006    Temat postu:

Prawe skrzydło wyraźnie nie dawało rady nieumarłym bestiom. Nie dość, że kapłani Faradaya i Drake’a byli w sytuacji kryzysowej to na dodatek Lady Yvenne nie dawała znaków życia, i jeszcze ani razu nie pojawiła się na polu bitwy. Czyżby w grę wchodziła dezercja? Podczas gdy wschód był zdominowany przez armię wroga, zachodnie skrzydło całkiem nieźle rozplanowało defensywę, lecz także nie obyło się bez druzgocących strat. Podczas gdy część demonów i bestii rozpoczęło bezmyślną szarżę na las, gdzie czekała już kompania Styre’a i Sonji, oddział rycerzy Purpurowego Smoka uderzył w pozostałą część demonicznych wojsk, koncentrując się na beholderach i odciążając nieco już przytłoczonych Krasnoludzkich Obrońców. Centrum natomiast gotowało się na zderzenie piechoty Zenthów z pieszymi wojskami Przymierza pod dowództwem Drizzta Do’Urdena. Kawalerie bowiem wciąż wymieniały ciosy w bitewnym szale. Niestety i na tym polu Czarna Sieć przewyższała Przymierze, pomimo nawet bitności Gawrona, czy wyrachowania Wolrentine’a…

Farod Faraday zdołał unieść się na klęczki, później zaś na nogi. Z trudem wymówił inkantację Ognistego Uderzenia i wymierzył je w grupkę wampirów. Po chwili z porozdzieranego bitwą nieba spadł istny grom ognia i żaru, topiąc nieumarłych na wrzącą ciecz. Dwóch wampirów wylądowało na ziemi bez ważnych części ciała, zostając po chwili dobitym przez drake’owych kapłanów. Talonita jednakże zlekceważył czempiona szkieletów, czającego się mu za plecami i nie zdołał uchylić się przed jego solidnym ciosem. Kościsty miecz przejechał mu po barkach, wywołując paraliżujący ból (-8 pw).

Ujles nie zdołał jeszcze dobrze otrząsnąć się po miażdżących snopach światła, które spadły na niego, dotkliwie raniąc, kiedy Drake wymówił kolejną inkantację, tym razem zadawania poważnych ran i przejechał w szarży pod nogami kolosa kąsając tytana negatywną energią (-27 pw). Ujles wrzasnął po czym odwrócił się natychmiast i cisnął ogromną włócznią w aasimara. Ten ruch zupełnie zaskoczył kapłana, co skończyło się druzgocącym uderzeniem w kark. Drake został na chwilę sparaliżowany, spadając ze swego rumaka. Wyglądał jak martwy, choć tak naprawdę rany nie były aż tak wielkie (-15 pw). Cios był za to bardzo bolesny i dotkliwy. Z pewnością zostawi po sobie sporą szramę na karku (Drake traci kolejną rundę w wyniku otępienia). Także talonici Faradaya nie próżnowali, posyłając w stronę kościanego giganta promienie boskiego światła (-17 pw). Generał Ujles srogo przecenił swe siły, dufnie ufając w swą potęgę. Teraz był już na tyle rozbity, iż z ledwością pojmował gdzie się znajduje (zostało 22 pw). Mimo to stale gromił szeregi kapłanów swą śmiercionośną włócznią.

Liia zdołała rzucić na siebie zaklęcie Lotu i Poprawionej Niewidzialności, toteż po chwili szybowała już pod czarnymi jak smoła chmurami. Dopiero teraz dostrzegła ogrom całego przedsięwzięcia. Toril wył wręcz z bólu, zsyłając ulewę i przesłaniając słońce chmurami. Stało się ciemno, panował chaos. Powietrze rozdzierane było przez tysiące strzał i płomiennych kuli. Słychać było wrzaski umierających i nawoływania dowodzących. I po co to wszystko? Czy to o co toczyła się walka, warte było takiego bólu i cierpienia? Liia nie była pewna…

Gwyndion pojmował doskonale, iż za lada chwilę przyjdzie mu porzucić łuk i wysunąć klingę. Strzelanie w takich warunkach było praktycznie niemożliwe, a i nie wyrządzało takich strat jakich się po nim spodziewał. Teraz najbardziej liczyły się miecze oraz zaciężna artyleria, która niosła zgubę na ogromnych przestrzeniach. Elf wytarł twarz z zakrzepłej już nieco krwi, po czym podbiegł do jakiegoś trupa i wyrwał mu tarczę. Kiedy uniósł wzrok ujrzał coś, co kazało mu ponownie chwycić za łuk i wymierzyć. Niecałe pięćdziesiąt metrów od niego jaśniała na swym białym koszmarze Scyllua Darkhope, utalentowana generał zenthilskich wojsk. Jej śmierć mogłaby sporo zmienić… Gwyndion posłał w przestrzeń dwa pociski, które pomknęły w stronę upadłej paladynki. Pierwszy pocisk minął jej twarz o włos, drugi jednak sięgnął celu i zagłębił się w boku kobiety (-12 pw).

Gawron postanowił uaktywnić moc starożytnych, wschodnich runów.
- Si feh’yan lad a dar! – ryknął, wyciągając przed siebie katanę. Po chwili stał się prawdziwym zabójcą. Jego rysy wydłużyły się nieco niby lice wilka, ciało stało się bardziej krępe, gotowe do działania (Gawron posiada pod wpływem mocy swej broni 6 ataków na jedną rundę!). Pierwszą ofiarą był jeździec, z którym Gawron wymieniał ciosy przed chwilą. Cięcie katany pozbawiło go głowy nim zdążył zareagować. Samuraj podjechał więc do innego rycerza i zbijając jego cios, pozbawił go dłoni. Później zaś pchnął w klatkę piersiową oraz dokończył dzieła cięciem w tętnice. Wszystko działo się tak szybko, iż ruchy Gawrona były dla zewnętrznego świata jedynie rozmytymi smugami. Kolejny jeździec zdołał sięgnąć samuraja swym mieczem (Gaw.-7 pw), zaraz jednak musiał przyjąć kontrę, która skończyła się dla niego utratą połowy twarzy (-25 pw)

Immanuel wytężył wzrok, dostrzegając w oddali jaśniejącą, kobiecą postać. Była tak upiorna jak piękna… Scyllua Darkhope w całej swej krasie.
- Haj! – zawołał wojownik, obnażając ostrze, po czym rozpoczął szarżę wprost na niebezpieczną generał konnicy. Kiedy był już bardzo blisko niej zadał pionowy cios zza głowy, który napotkał jednak niespodziewany opór w postaci nienaturalnie szybkiego ostrza Scyllui. Obydwaj jeźdźcy zadrżeli kiedy klingi spotkały się w połowie drogi, sypiąc iskrami. Spojrzenie Immanuela oraz kobiety spotkały się na chwilę. Mężczyzna dojrzał w nich jedynie szaleństwo. Z całą siłą jaką posiadał odepchnął jej ostrze, po czym wyprowadził pchnięcie, które zagłębiło się w nodze Scyllui (-10 pw). Ta jednak nawet nie zadrżawszy wymierzyła cięcie w bok Immanuela. Trysnęła krew i Wolrentine stracił na chwilę pole widzenia (-13 pw)

Prawie połowa, zastałych przy życiu, demonicznych wojsk (wyjąwszy oczywiście beholderów) ruszyła za skrytobójcami w gęsty las. Vroki i diabły szarżowały bezmyślnie już od samego zagłębienia się w bór, padając pod strzałami. Niektóre z nich zdychały po prostu od odniesionych ran, inne wpadały w elektryczne sidła i wilcze doły, ginąc bolesną śmiercią. Sam Styre jednak stale miał wątpliwości co do absolutnej skuteczności swego planu. Chciał żeby duża część demonów poszła za nim w partyzancką walkę, ale do licha! Nie aż tylu. Do lasu wbiegały coraz to nowe monstra, a assasynom zaczynało już brakować amunicji. Ponadto vroki rozpętały w lesie istną burzę ognia, pochłaniając konary drzew, na których rozmieszczone były wieżyczki. Skrytobójcy ginęli w płomieniach, spadając na poszycie niczym żywe pochodnie (zginęło póki co 67 demonów, 23 skrytobójców).

Benorn wyrwał ze ślepska beholdera swój topór, po czym zamachnłą się jeszcze potężniej w to samo miejsce. Tym razem fontanna fioletowej krwi wytrysnęła krasnoludowi w twarz natychmiastowo. Ten odskoczył z obrzydzeniem, usatysfakcjonowany patrząc jak stwór zdycha. Benorn wypatrzył kolejnego beholdera i rzucił się na niego, wykorzystując siłę pędu. Topór najzwyczajniej w świecie przepołowił monstrum na pół, po raz kolejny niosąc natychmiastową śmierć (beholder ginie na miejscu; krytyk!). Niestety radość z udanego ciosu minęła natychmiast, gdyż w bok krasnoluda uderzył ogromnej średnicy płomień, który wyrzucił Obrońcę w powietrze (-17 pw). Benorn spadł na plecy, dymiąc z rannego boku…

Fzoul ponownie wykonał kółko nad oddziałem nekromantów, stale rozkazując swemu wierzchowcowi. Nagle i niespodziewanie dragon zanurkował w dół, unikając tym samym zaklęć ciskanych przez nekromantów. Kiedy był już blisko przy ziemi poderwał się błyskawicznie i w tym samym momencie Chembryl dokończył formułę Księżycowego Ognia, wypuszczając jego kaskady wprost w środek oddziału Karastirra. Zaklęcie rozniosło w pył czternastu nieumarłych sług oraz czterech nekromantów. Fzoul jednak nie dostrzegł nieco zbyt szybkiego ruchu, nie zauważył, iż coś śmignęło mu nad uchem. Gargulca dostrzegł dopiero wtedy gdy ten rozciął mu czoło swym szponem (-10 pw). Chembryl wrzasnął rozjuszony, po czym niezwłocznie nakazał dragonowi gonić chowańca.

Drugi ze smoków ponownie spadł na cormyrskich rycerzy, swą mocą powalając kolejnych osiemnastu z nich.

Teraz należało wkroczyć… Oddział latających magów Czarnokija wyfrunął z portali w samą porę. Sam Khelben wydał rozkazy wcześniej, przerzucając niewielką grupę na zachód, większą w centrum, sam zaś ruszył na czele oddziału, dążącego z odsieczą Faradayowi i Drake’owi. Arunsun nie bawił się w delikatne zaklęcia. Zaatakował najpotężniejszą mocą, jaką potrafił przywołać. Coś zagrzmiało potężnie, po czym na nieumarłe wojska spadł wprost z nieba Rój Meteorów. Bezlitośnie zmiótł z powierzchni ziemi dwudziestu liczy, szesnastu wampirów, trzynaście mumii oraz czterdziestu dwóch szkieletów. Przybycie magów Czarnokija wywołało niemałą panikę w szeregach wroga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gadzik_2005
Zawodowy Rewolucjonista



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cesarstwo Lewego Konga

PostWysłany: Wto 13:39, 28 Mar 2006    Temat postu:

Tępy ból pulsował nieznośnie na plecach Faradaya, wywołując w nim potężną wściekłość. Momentalnie obrócił się na pięcie i krzyknął w stronę czempiona szkieletów:
- Wracaj z powrotem do krainy cienia, nędzny szkielecie !! (odegnanie nieumarłego).
- Zabić tytana !! - nakazał swoim kapłanom, mając przy okazji nadzieje, że i on zdoła zaatakować Uljesa "Piekącym światłem".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kieczy
Ekspert



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Raczej Kraków.

PostWysłany: Wto 14:27, 28 Mar 2006    Temat postu:

- Pozostali przy życiu! Wskrzeszać Nieumarłych!- wrzasnął stojący w bezpiecznej odległości Karastirr.
"- Ja mam przyjaciela do uratowania!"- pomyślał Czarodziej i mocno skoncentrował się na pogoni smoka za Yraelem...
"- Kiedy dam ci znać, zrób nagły skręt... musimy wykorzystać twoją przewagę w sprawności i spowodować przewidywalny ruch jaszczurki!"- przekazał polecenia chowańcowi... Karastirr złożył ręce i wypowiedział formułę Błyskawicy (wzmocnionej), kiedy zaklęcie było gotowe, Elf wysłał sygnał gargulcowi, a sam cisnął czar w Chembryla, wtedy gdy smok zrobił przewidywany ruch w powietrzu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiurzyńska
Mistrz Gry



Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KK

PostWysłany: Wto 15:01, 28 Mar 2006    Temat postu:

Liia sięgnęła do sakiewki trzęsącymi się dłońmi po czym wypiła jeden ze swoich eliksirów "Leczenia poważnych ran". Nie miała już kontroli nad swym zdziesiątkowanym oddziałem czarujących i praktycznie każdy robił co chciał - atakowali magicznie co się dało lub po prostu uciekali.

Elfka postanowiła zrobić jedyną rzecz jaką jeszcze potrafiła. Umiejąc chwilowo latać i będąc niewidzialną rozpoczęła ostrzeliwać najbliższe wrogie oddziały na początek "Kulami ognistymi" celując w jak największe ilości przeciwników. Wymawiała zaklęcia raz za razem ogólnie chcąc rzucić czar 6 razy.
- To prezent ode mnie - Warknęła celując pierwszą kulą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jemiel
Ekspert



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: to teraz mało istotne

PostWysłany: Wto 17:19, 28 Mar 2006    Temat postu:

Styre wraz z ludźmi dostali się już do swojej linii umocnień i byli ustawieni w linii. Łucznicy Sonji również byli już na pozycji , 300 za samą linią, i 200 ulokowanych od północy, ukrytych pośród drzew. W decydującm momencie mieli rozpocząć ostrzał z dwóch stron na armię demonów.

Pożoga nad lasem rosła, a a tempo walki było szybsze niż zabójca przewidywał. Fenix zaczął nawet myśleć nad zmianą taktyki, ale póki co czekał spokojnie na dalszy rozwój wydarzeń.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ronin
Zaaw. user



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przed komputera

PostWysłany: Wto 19:21, 28 Mar 2006    Temat postu:

Krasnolud podniósł się powoli z ziemi chwytając za ranny bok. Jedną ręką chwycił topór i począł kręcić się w miejscu, najpierw uzywając siły nóg by nabrać rozpędu, a nastepnie wykożystywał głównie wage rozpędzonego toporu. Sam wirował niczym śmiertelny bączek tnąc przeciwników wokół niego. Gdy ból w boku zniknął chwycił topór oburącz, poczym zadał udeżenie od dołu i skoczył na przeciwników by dalej siać śmierć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
JJ
Zaaw. user



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ciemna strona księżyca

PostWysłany: Śro 11:56, 29 Mar 2006    Temat postu:

Sonja wiedziała że nie jest dobrze. Widziała coraz większy zamęt bitwy i niezbyt owocne wysiłki sojuszników w walce z wrogiem. Widziała także jak oddział Styre zostaje nieco przetrzebiony i uciekają do lasu. Sam las się palił a to nie było dobre..
Czekała w napięciu nerwowo przygryzając wargę na dalszy rozwój akcji.
- Jeszcze nie, jeszcze nie.. - Powstrzymywała swych ludzi by nie strzelali zbyt wcześnie. Chciała trafić jak największą ilość potworów wbiegających do lasu pierwszą salwą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jack Mort
Mistrz Gry



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostroróg Tower

PostWysłany: Śro 18:20, 29 Mar 2006    Temat postu:

Przewaga Czarnej Sieci była już niemal przytłaczająca. Sytuacja na wschodnim skrzydle nieco się poprawiła, a to za sprawą magów Czarnokija, za to kawaleria zaczęła wyraźnie słabnąć, pozostało już nie więcej jak dwie chorągwie. Demony również pogrążały oddział Purpurowych Smoków, będąc rozrywanym od środka przez klan Benorna. Czarny Smok jednak robił swoje i oddział rycerzy z Cormyru najzwyczajniej w świecie rozpadał się. Na zachodzie las płonął trawiony przez płomienie, a do bitwy wkroczyły największe potęgi Czarnej Sieci. Wszyscy generałowie Zenthów byli już czynnie zaangażowani w przebieg walk...

Farod Faraday na tyle przeraził czempiona szkieletów, iż ten czmychnął w pośpiechu, będąc po chwili rozbitym przez jakiś promień. Talonita odwrócił się na pięcie i widok który zastał zaparł mu dech w piersi. Stał nad nim Ujles w całej swej potędze, szykując się do śmiercionośnego ciosu włócznią. Farod zdołał jeszcze wymówić inkantację Piekącego Swiatła, dokładnie w tym samym momencie, w którym drzewce włóczni znalazły się w jego ciele (Farod -16 pw; Ujles -29 pw; śmierć). Głowa kościanego tytana rozpadła się pod wpływem potężnej eksplozji, tak, że niektórzy odwracali się w stronę pojedynku, nie bacząc na własną walkę. Faraday padł na kolana, nie potrafiąc wydać z siebie głosu, a po chwili został dosłownie zmiażdżonym przez spadające, ciężkie kości, z których zbudowany był Ujles. Głowa Faroda została okropnie rozcięta, a tors przygnieciony żebrem kolosa (-19 pw)

Drake zciął głowę mumii jednym szybkim cięciem kosy, po czym odwrócił się ogłuszony eksplozją. Zobaczył jak masa Ujlesa przewraca się na Faradaya i drgnął. Nie chciałby być teraz w skórze talonity...

Liia podleczyła swe rany do maksimum, będąc już w pełni sił, choć stale czując ból w prawym ramieniu. Wpadła w dosłowny szał czarowania i trzema pierwszymi kulami ognia posłała do diabła trzydziestu czterech piechurów. Wydawało się, iż w powietrzu jest całkiem bezpieczna... nie była jednak. Dostrzegł ją jeden ze smoków i pomimo niewidzialności mknął w jej stronę, plując zielonymi płomieniami.

Karastirr idealnie wyczekał na odpowiedni moment, po czym z jego placy wytrysnęła błyskawica (+300 PD za pomysł), lecąc wprost na Fzoula Chembryla. Ten był tak zaskoczony nagłym zwrotem akcji, iż nawet nie zdołał się uchylić, solidnie obrywając energią (-35 pw!). Kiedy tylko otrząsnął się z druzgocącego ciosu z gniewem wskazał Karastirra, po czym rozpoczął pikować.
- Giń bękarcie! - ryknął, po czym rozkazał smokowi zionąć. Trzewia nekromanty wyły z bólu rozdzierane przez zielone płomienie (-14 pw). To jednak nie był koniec. Kiedy smok zniżył się już maksymalnie do ziemi, oszołomiony Karastirr otrzymał miazdżący cios na korpus buzdyganem Fzoula (-9 pw). Z trduem łapał jeszcze oddech. Jego nekromanci wskrzesili pięćdziesięciu trupów.

W stronę Gwyndiona mknęły dwie zatrute strzały. Przed pierwszą uchylił się bez problemu, źle jednak obliczył odległość i druga wbiła mu się wprost w obojczyk, chlapiąc trucizną (-17 pw; krytyk!). Z narastającą furią porzucił łuk, po czym ruszył na powitanie pierwszemu piechurowi, tnąc poziomo w jego klatke piersiową. Wytrysnęła fontanna krwi (-17 pw) Nie było już czasu na zabawę. Toczyła się gra o przyszłość, o życie...

Kiedy tylko Gawron dostrzegł wymieniających ciosy Immanuela i Scyllue pognał konia i z rozpędem wpadł między nich tnąc kataną kobietę (-21 pw). Stracił jednak równowagę całkowicie wypadając z siodła, podobnie jak Wolrentine który także opadł z łoskotem na ziemię. On jednak błyskawicznie przerwócił się na bok i skoczył na jakiegoś zbrojnego, przejeżdżając mu mieczem po barkach (-10 pw). Gawron jednak nie miał tyle szczęścia i był już całkiem wyczerpany. Kiedy tylko podniósł się na nogi powitała go klinga Scyllui, tnąc poprzecznie przez twarz z potworną siłą (18 pw; krytyk!; trwałe oszpecenie). Samuraj upadł na plecy, brodząc krwią. Był teraz zdany na łaskę wrogich oddziałów. Został całkowicie oślepiony. Darkhope zsiadła powoli z konia, po czym wolnym krokiem ruszyła ku leżącemu z obnażonym, krwawym ostrzem...

Pierwsza salwa łuczników Styre'a i Sonji została wypuszczona, przedzierając się przez wnętrzności demonów. Padło ich całkiem sporo, a już napewno większość z szarżujących na przedzie. Druga salwa poskromiła znacznie mniej stworów, a te znalazły już sposób na pozbycie się partyzantów z umocnień. Demony poczęły kryć się za drzewami i pluć salwami ognia w drewniane zasłony i ukrytych assasynów. Liczba demonów rosła z każdą chwilą, skrytobójcy przegrywali, powstał ogólny chaos. Ludzie umierali w płomieniach. Istna burza ognia rozpętała się, trawiąc ukrywających się w lesie obrońców. Teraz to oni zostali zepchnięci do defensywy... Łuczników Sonji było już mniej niż połowa z pierwotnyego oddziału. Wszystko trawiły płomienie...

Benorn po dość widowiskowym ciosie wpadł w bandę vroków, tnąc im ptasie kończyny. Kiedy demony padały już na ziemię, krasnolud dobijał je z uśmiechem. Podobnie robili jego ludzie. Benorn uderzył nagle głową w coś twardego jak ściana. Kiedy poprawił hełm i odzyskał wzrok ujrzał potężną nogę, sięgającą blisko trzech metrów. Oblicze Jazdabe'klatha Wyrodnego przeciął grymas uśmiechu, po czym lekkiego zdumienia. Z potężnym zamachem, wykorzystując chwilowe wahanie Benorna chwycił go w szponiastą łapę, po czym ścisnął i uniósł dziesięć metrów nad ziemię (-6 pw). Krasnolud znajdował się teraz w dłoni demona i mógł wykonywać jedynie połowiczne ruchy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Krucjata Morta i Anthaela Strona Główna -> Wojny Bogów - Trylogia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 5 z 7

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin