Forum Krucjata Morta i Anthaela Strona Główna Krucjata Morta i Anthaela
RPG w najczystszej postaci - sesje, opowiadania, dyskusje
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rewolta w Panteonie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Krucjata Morta i Anthaela Strona Główna -> Wojny Bogów - Trylogia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gadzik_2005
Zawodowy Rewolucjonista



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cesarstwo Lewego Konga

PostWysłany: Śro 15:12, 22 Mar 2006    Temat postu:

- Bzdury gadasz, mości krasnoludzie... - stwierdził Faraday lekceważącym tonem. - Jeśli postawimy ich przed tym problemem dzisiaj, połowa zdezerteruje nim nastanie świt...Wiekszość tej chołoty nigdy nie widziała beholdera na własne oczy, nie mówiąc już o smokach...Teraz nie zostaje nam nic innego, jak się modlić o przychylność bogów...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jack Mort
Mistrz Gry



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostroróg Tower

PostWysłany: Śro 17:37, 22 Mar 2006    Temat postu:

Niespodziewanie nim Drizzt zdążył cokolwiek powiedzieć, głos zabrał milczący jak dotąd Czarnokij.

- Faraday ma sporo racji Benornie - oznajmił z powagą i lekkim zamyśleniem - Nie możemy im tego powiedzieć ot tak, w noc przed bitwą. Nie zakrawałoby to na logikę - kontynuował, po czym zerknął uważnie na Liię - Smoków nie mamy, to pewne młoda damo. Choć to marna pewnie nadzieja, wciąż czekamy na posiłki elfów z Silverymoon. Miały przybyć już dwa dni temu, jednak jestem pewien, że Lady Alustriel dotrzyma słowa, szczególnie że teren Marchii jest przecież jej najbiższy. Zaklinam was jednak - rzekł nieco srogim tonem - Niech samo słowo 'smok' nie robi z was tchórzy. Dwa czarne gady, obojętnie jak groźnie by to nie brzmiało, nie są przeszkodą nie do pokonania. To Zenthowie powinni umierać ze strachu dowiedziawszy się o osobistym wstawiennictwie Tyra do kroćset! To Pan Sprawiedliwości do licha - zakończył nieco słabiej, chwytając się z grymasem bólu za pierś. Zapadła niezręczna cisza, nikt nie odważył się podważać słów maga. Po chwili milczenia głos zabrał ponownie Drizzt.

- Skoro nie ma więcej pytań, posiedzenie uważam za zamknięte. Wypocznijcie proszę przed jutrem solidnie i... niech się dzieje co się ma dziać - powiedział dość obojętnym tonem, po czym skierował się do wyjścia, a za nim wy i wszyscy inni. Liczba bawiących się znacznie zmalała, a bohaterowie będąc zmęczonymi dniem treningów i dość zakłopotanymi nowymi wieściami, ruszyli do swych namiotów na spoczynek. Księżyc nadal trwał w pełni, a i wiatr wzmógł się lekko, niosąc szczęk oręża i drżenie ziemi od wschodu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gadzik_2005
Zawodowy Rewolucjonista



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cesarstwo Lewego Konga

PostWysłany: Śro 17:48, 22 Mar 2006    Temat postu:

- Do zobaczenia... - pożegnał się sucho Faraday. Kapłan zamiast do swojego namiotu skierował się ku miejscu, w którym przebywała Lady Yvenne...
- "Nie mam zamiaru przepuścić takiej okazji..." - pomyślał z obleśnym uśmiechem, po czym znikł w ciemnościach nocy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jack Mort
Mistrz Gry



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostroróg Tower

PostWysłany: Śro 21:47, 22 Mar 2006    Temat postu:

Poranek przed bitwą

Światło słońca uderzające prosto w twarz i potężny, ogłuszający ryk trąb obudził tych z was, którzy jeszcze nie wstali by się oporządzić. Wokół wszystko toczyło się w biegu. Ktoś biegł z pakietem oręża pod pachą, ktoś gonił uciekającą w popłochu kurę, następny spożywał całkiem niesmaczną owsiankę, w obozie panowała straszna wrzawa.

Farod Faraday ziewnął przeciągle odgarniając, a raczej próbując odgarnąć z siebie koce i futra. Dopiero po chwili dostrzegł, iż są to ciała dwóch na pół nagich kobiet. Ze skwaszoną nieco miną pospiesznie okrył je tym co miał pod ręką, po czym zręcznie wyślizgnął się na świeże, poranne powietrze. Zmoczył twarz w beczce z lodowatą wodą, wcześniej dostrzegając w tafli ślady podrapania na twarzy. Zachodząc w głowę cóż działo się dziś w nocy, po raz ostatni wkroczył do namiotu by zebrać swój ekwipunek.

Liia jęknęła cicho i podskoczyła lekko kiedy jej czuły słuch zarejestrował dźwięk rogów. Kobieta energicznie podniosła się na nogi, przecierając oczy. Gawrona nie było już przy niej, zgadywała, że jako generał stawił się już u Czarnokija. Dopiero po chwili zaklinaczce przypomniała się nocna mara i poranna sielanka zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Liia wzdrygnęła się, próbując wymazać z pamięci obraz, który przyszedł do niej w nocy. Nie mogła jednak...

Benorn także miał sen, choć nie tak straszny jak ten elfki. Śnił o tym jak stoi na ciałach wrogów z żelazną rękawicą na dłoni. Widział siebie wśród potężnych i boskich istot. Ba! Sam był we śnie taką istotą...

Do umysłów każdego z pułkowników doszedł cichy szept niesiony magią Czarnokija.
-Do bramy. Za godzinę. Ruszać się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jack Mort dnia Śro 21:50, 22 Mar 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kieczy
Ekspert



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Raczej Kraków.

PostWysłany: Śro 21:48, 22 Mar 2006    Temat postu:

- Wreszcie... trzeba trochę rozruszać tych patałachów.- rzekł Karastirr.- Ruszać się!! Idziemy do bramy bando bazarowych kuglarzy!- krzyknął do oddziału Nekromantów.- I zabierać ze sobą te szkielety, marsz i pamiętać o szeregu!
- Gdzie jest mój przeklęty chowaniec... ehhh Yraelu!- krzyknął Elf idąc na czele swojego oddziału.- Gdzież żesz jest ten gargulec, jak się zaraz nie pokaże to urwę mu skrzydła.

"- Osobiste wstawiennictwo Tyra... ehhh pewnie już umierają ze strachu, całe życie z głupcami, jeszcze nie poznali jedynej, właściwej drogi... o Pani, wybacz im"- pomyślał Karastirr, przypomniawszy sobie rozmowę w głównym namiocie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gadzik_2005
Zawodowy Rewolucjonista



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cesarstwo Lewego Konga

PostWysłany: Śro 22:17, 22 Mar 2006    Temat postu:

- Hmmmm, ciekawe... I przyjemne... - stwierdził Faraday, spoglądając na dwie śpiące kobiety. Cicho i sprawnie pozbierał swój ewipunek, po czym wygramolił się z namiotu. W tym samym momencie "usłyszał" wiadomość od "Czarnokija".
- Było miło ale się skończyło... - pomyślał ze zniesmaczoną miną. Po dwudziestu minutach maszerował na czele swojego oddziału (który zresztą po cichu plotkował o źródle zadrapań na twarzy dowódcy).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gadzik_2005 dnia Czw 10:45, 23 Mar 2006, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
JJ
Zaaw. user



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ciemna strona księżyca

PostWysłany: Śro 22:44, 22 Mar 2006    Temat postu:

Sonja potajemnie odmówiła modlitwę za Kythyliona i swoją córkę. Zakończyła ją słowami: "Być może się wkrótce spotkamy". Następnie sprawdziła jeszcze raz swoją zbroję i broń, po czym ruszyła we wzkazane miejsce spotkania.
- Czas zabijać, czas umierać.. - Szeptała sobie pod nosem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiurzyńska
Mistrz Gry



Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KK

PostWysłany: Czw 12:35, 23 Mar 2006    Temat postu:

Liia pozbierała się w końcu w sobie po czym wyszła dosyć niepewnym krokiem z namiotu. W jej głowie kołatało się wiele myśli i nie wiedziała co z tym wszystkim zrobić, co o tym myśleć. Wiedziała za to w tej chwili jedno... .
Odszukała Bernona, Gwyndiona, Immanuela, Sonję i Gawrona. Nie mówiła nikomu z nich o tym co się działo w nocy. Miała chwilowo inne zmartwienia.
- Witaj Bernonie przyjacielu - Uśmiechnęła się do dawnego towarzysza - Bitwa tuż tuż, chciałabym więc Ci nieco pomóc i dać Ci niewielką ochronę.
Po czym użyła "Zbroi maga" by w ten sposób pomóc choć trochę w bitwie.
Na końcu zaś dała buziaka w policzek.
- Wieżę że zobaczymy się wszyscy po walce i wypijemy łyczek wina.

Następnie wykonała tą samą czynność, odszukując w obozie każdego kolejnego kolegę. Na samym końcu zaś użyła tego czaru na sobie po czym ruszyła na swe stanowisko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ronin
Zaaw. user



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przed komputera

PostWysłany: Czw 15:05, 23 Mar 2006    Temat postu:

Krasnolud od samego rana krzatał się po swoim namiocie, ostrzył broń i czyścił zbroję. Gdy spotkał Liię i usłyszał jej ostatnie słowa złapał ją za rękę
-widzę, że coś cię tarpi..... jeśli nie wierzysz we własne słowa, to wiedz, że nadzieja robi cuda. Nawet nie wiesz jak wielkie-uśmiechnął się serdecznie i rzekł-leć dziecino i pamietaj, jeszcze tego wieczoru będziemy opijać wszyscy razem zwycięstwo- Puścił Liię i rzuszył w poszukiwaniu swego klanu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ronin dnia Czw 20:05, 23 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kieczy
Ekspert



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Raczej Kraków.

PostWysłany: Czw 16:28, 23 Mar 2006    Temat postu:

- Chodźcie tutaj wszyscy!- krzyknął Karastirr do wszystkich Towarzyszy (dla Morta: Liia, Sonja, Benorn, Farod, Gwyndion, Immanuel, Gawron, Fenix), kiedy Ci posłuchali jego wezwania, Czarodziej złożył ręce i wypowiedział formułę "Magicznego Kręgu przeciwko złu", który objął zebranych łącznie z Nekromantą.- Nie wiem właściwie po co to robię.- rzekł z szelmowskim uśmiechem- Chyba tylko dlatego, że moje drogocenne życie zależy również od Was... powodzenia i niech nikt nie próbuje mi klepać jakiś podziękowań!- dokończył Karastirr i odszedł do swego oddziału.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kieczy dnia Czw 23:55, 23 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gadzik_2005
Zawodowy Rewolucjonista



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cesarstwo Lewego Konga

PostWysłany: Czw 16:40, 23 Mar 2006    Temat postu:

Zanim Karastirr oddalił się w kierunku swojego oddziału Farod wymówił inkantację przywołującą czar "Błogosławieństwo". Zaklęcie objęło wszystkich jego towarzyszy.
- Powodzenia życzę... - rzekł Faraday z kwaśnym uśmiechem, po czym rzucił na siebie czar "Bycza siła".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jack Mort
Mistrz Gry



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ostroróg Tower

PostWysłany: Czw 20:16, 23 Mar 2006    Temat postu:

Bitwa o Srebrne Marchie

"Dzień to był okrutny i pamiętny. Był i jest szramą, która pulsuje bólem. Niech przeklęte będą te dwie przeklęte siły, które owego popołudnia stanęły naprzeciw siebie, rozpoczynając śmierć i pożogę!"
Alaundo


Około godziny ósmej rano wojska Przymierza wytoczyły się z trzewi drewnianego obozu, przypominając długiego węża, mieniącego się jaskrawymi kolorami. Waszemu przemarszowi towarzyszyło nieustanne dudnienie ziemi, jak gdyby w akcie protestu nad swym losem. Morale nadal były wysokie, choć już nie tak u generałów i poruczników. Co jeszcze bardziej trwożyło ich umysły, po elfach z Silverymoon nie było śladu. Był za to rzadki śnieżek, spadający z nieba, niczym jesienne liście. Opadał na jasno-zielone pola, prawie natychmiast topniejąc. W czasie marszu nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Wioski przez które przejeżdżaliście witały was błogosławieństwem i kwiatami rzucanymi pod stopy. W takich właśnie momentach naprawdę docenialiście potęgę braterstwa i dobra, które nieśliście tej krainie. Bo mimo niepokojących wieści, braku elfich sojuszników, pomimo złych przeczuć i złowrogich wizji… pozostawała nadzieja, a było to coś pięknego. Pięknego jak kwitnąca magnolia, jak niepozorna, czerwona plamka na srebrnej zbroi…

***

Immanuel zatrzymał konia, a miał przed sobą jedynie pusty step, który od wieków nękany był przez surowy wiatr. Mężczyzna wyglądał zaiste dumnie. Na jego piersi lśnił srebrny napierśnik, zaś głowę osłaniał hełm, który mógłby spokojnie otrzymać miano arcydzieła. Osłaniał on nos i lice wojownika, oczom zaś nadawał wyraz pustych oczodołów. Do samego czubka umocowane były małe różki, zakrzywione nieco ku dołowi. Artefakt, który namieszał sporo w życiu Wolrentine’a znów był na swoim miejscu. Immanuel odwrócił się w lewo kiedy wyczuł przybycie Gawrona. Zobaczył jego oraz coś jeszcze… coś co zaparło mu dech w piersiach. Potęga Przymierza w pełnej krasie. Dopiero ze szczytu armii robiła tak piorunujące wrażenie.
- Obrońcy – odezwał się Gawron, dostrzegając wpatrującego się w horyzont Wolrentine’a. Mężczyzna odziany był w czarny kirys, do którego umocowane były potężne naramienniki. W dłoni kurczowo ściskał katanę, wiedział, że to jego czas. Ciągle miał nadzieję na zwycięstwo. Odczuwał ogromną adrenalinę, braterską więź z towarzyszami broni.
- Nie mamy szans – odparł sucho Immanuel. Chłód w jego słowach nie pozostawiał sprzeciwu. Gawron uniósł brew zaskoczony, po czym powędrował za spojrzeniem kompana i zamarł. Ocean czerni nadchodził…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gadzik_2005
Zawodowy Rewolucjonista



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cesarstwo Lewego Konga

PostWysłany: Pią 9:45, 24 Mar 2006    Temat postu:

Farod w milczeniu przyglądał się czarnej nawale sunącej ku armii Przemierza. Talonita ubrany był w niebieskawe szaty a na piersi wyszyty miał znak przedstawiający uderzenie pioruna – symbol Talosa. Za pasem wetknięty miał niezwykle okazały buzdygan.
- Żołnierze ! - krzyknął w końcu. - Oto nadchodzi czas jednej z największych bitew w dziejach ! Oto nadchodzi czas wielkich czynów i wielkich bohaterów...I to właśnie wy nimi jesteście ! To o was będą pisać kronikarze i to o was będą układali pieśni bardowie. Bohaterami już jesteście, teraz czas aby zyskać wieczną chwałę !! – jego głos z łatwością docierał do żołnierzy, którzy wręcz chłonęli słowa talonity. - Talos oczekuje od was, abyście nieśli chaos i zniszczenie; pożogę oraz śmierć...Bądźcie jego awatarami, nie oszczędzajcie nikogo ! Ten dzień Zenthowie będą wspominać z przerażeniem !
- Za kilka godzin zostanie po tym oddziale nikłe wspomnienie...Nikt nie będzie o nich pamiętał... - Słowa, które wypowiedział przed chwilą do żołnierzy były dla niego tylko pustą propagandą. On sam już nie wierzył w zwycięstwo, jednak nie zamierzał się poddać...Talos nie toleruje tchórzostwa...

Plan ataku:

- Ech, ile razy mam to powtarzać... - burknął Faraday, spoglądając wzrokiem pełnym dezaprobaty na jednego z kapłanów. - Najpierw przeczekamy pochód wrogiej kawalerii i wojowników, aby później podkraść się pod słabsze oddziały magów bądź łuczników. Musimy podejść do nich jak najbliżej, ale musimy także być niewidoczni dla wroga. Ale to już jest zadanie ludzi Lady Yvenne. Najlepiej znaleść się w odległości około 25 do 30 metrów od wroga. W razie odkrycia naszych pozycji przez wrogie oddziały kontratakujemy za pomocą czarów "Snop dźwięku", "Piekące światło", "Ślepota", "Święte porażenie", "Ogniste uderzenie" - ten ostatni zastosuję także ja...Jednostki niezdolne do rzucania czarów zobowiązane są do ostrzału z łuków oraz kusz. Dalsze rozkazy przekażę później...A teraz wracaj na swoje miejsce... - rzekł oschle. Wszystko zależało od tego, jakie formacje wroga znajdą się po wschodniej stronie pola bitwy...
- Najpierw trzeba się podkraść, a później myśleć co dalej...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gadzik_2005 dnia Pią 13:53, 24 Mar 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kieczy
Ekspert



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Raczej Kraków.

PostWysłany: Pią 10:52, 24 Mar 2006    Temat postu:

Karastirr stał sztywno przed swoim oddziałem... jego oczy paliły się bladym światłem, każdy mięsień był napiety do granic wytrzymałości, w Elfie budziła się furia, jego rodzimego plemienia. Do umysłów podległych Czarodziejowi nekromantów doszedł nagle przekaz ich dowódcy:
- Pamiętajcie walczycie o swoje nędzne życia, w tej walce tylko śmierć okaże wam litość... nię lękajcie się jej, gdyż tylko dla niej żyjecie i to jej zawdzięczacie całą moc, którą posiedliście. Pokażmy tym głupcom moc naszej pani... niechaj jutro nastanie krwawy świt i zaleje naszych wrogów karmazynowym światłem.- głos Karastirr był potężny, żaden z jego Nekromantów nie pozostał na niego obojętny. Wszyscy wyprostowali się i spojrzeli w oczy nadchodzącym wrogom, przybycie których wiązało się dla wielu z nich z opuszczeniem tego świata.
Gdy Elf skończył, wyprostował ramię i nagle wylądował na nim czarny jak mrok gargulec... rozpostarł szeroko skrzydła i wydał z siebie głęboki, gardłowy odgłos, który rozniósł się po lewym skrzydle armii... to chowaniec Karastirr- Yrael powrócił, aby jeszcze raz oddać się pod rozkazy swego pana.
Następnie Karastirr uniósł rękę i przed Nekromantów wymaszerował oddział mających ich osłaniać szkieletów... nieumarli stanęli twardo oczekując na napastników w grobowym milczeniu.
- Pamiętajcie!- odezwał się znowu w umysłach podwładnych Karastirr. -Atakujemy magią ofensywną dalsze szeregi wroga, musimy wprowadzić nieład w ich armii... nie atakujcie pierwszych szeregów, bez mojego wyraźnego rozkazu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
JJ
Zaaw. user



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ciemna strona księżyca

PostWysłany: Pią 18:04, 24 Mar 2006    Temat postu:

Sonja spojrzała na swój oddział. Sami mordercy, złodzieje, szumowiny i degeneraci. Kobiety i mężczyźni różnych ras i charakterów, mający tylko jedno wspólne - kradli i niejednokrotnie zabijali dla pieniędzy.

- Słuchajcie - Krzykneła do nich - wiem że to będzie trudne zadanie i trudna bitwa jednak musimy pokazać na co nas stać. Udowodnimy tym tępym wojom i gburowatym czarodziejom że potrafimy uderzyć tak że ostro zaboli!. Oto mój prosty plan:
Będziemy ich atakować z dystansu i nie wyjdziemy zbytnio z lasu. Niech nas widzą i niech czują gdy nasze pociski będą ich zabijać. Jeśli ich wkurzymy to ruszą na nas a wtedy ich załatwimy między drzewami. Pokażemy wszystkim że z nas wredne skurczybyki!!!.

Na końcu uśmiechnęła się zawadiacko i nawet wystawiła język.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Krucjata Morta i Anthaela Strona Główna -> Wojny Bogów - Trylogia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 3 z 7

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin